
Po wielu dniach przygotowań. Nadszedł ten dzień. 21.07.2010 roku odbył się bieg sprinterski. Od początku tego dnia czułem lekką „nerwówkę”, jednak im bliżej było startu, tym spokojniej podchodziłem do biegu. Z uwagi na wysoką temperaturę podstawą było dobre nawodnienie organizmu. Jeszcze tylko 15 minut truchtu, gimnastyka, cztery rytmóweczki, 5 minut odpoczynku i ruszyłem… Wszystko dopięte było na ostatni guzik. Jedynka okey, spokojnie, ale dobrze. Dwójka niestety rzuciło mnie w lewo, „poszło się paść” prawie 30 sekund. Na sprincie dużo, strasznie dużo. Później już było dobrze, jeszcze tylko błąd wariantowy na szóstkę. Dobiegłem na metę umiarkowanie zadowolony, ale z nutą rozczarowania. Szkoda tej dwójki. Skończyłem na 10 miejscu, do siódmego brakło 4 sekundy, a i szóste było w zasięgu. Biegowo było nieźle, ale bez błysku.

Następnego dnia odbył się bieg klasyczny.Po losowaniu minut dowiedziałem się, że startuje po 12:30, czyli chyba o najgorszej porze. Bieganie takiego dystansu w niemal 35 stopniowym upale jest szalenie wyczerpujące, o czym dowiedziałem się mniej więcej po siódmym kilometrze :). Znów dużo płynów, krótka rozgrzewka + gimnastyka, tym razem bez rytmów i jestem już gotowy. Ruszyłem walczyć w tym skwarze z mapą, ale przede wszystkim z samym sobą. Zacząłem z rezerwą, bo wiedziałem co mnie czeka. Na jedynkę niestety kiepski wariant(muszę poćwiczyć umiejętność wyboru wariantów), za duże odejście, już była jakaś minuta w plecy. Na dwójkę spadłem za nisko, jakieś 20 sekund straty, trójka niepotrzebnie górą. Czwórka okey. Na piątkę zdarzyło się drobne wahnięcie przy wejściu w zielone, na szóstkę zły odbieg kierunkowo. Zrobiłem na tym fragmencie dość dużo błędów, szkoda, ale później miało być już tylko lepiej. Do dziesiątki na której zrobiłem lekkie wahnięcie na dołku było w sumie okey. Następny błąd zdarzył się na szesnastkę, tam straciłem koło minuty. Już bardzo zmęczony myślałem, że jestem na ścieżce z prawej, a nie z lewej. Na szczęście w porę zorientowałem się na jej zakręcie i nie wtopiłem więcej czasu. Następnie był wodopój, który dał mi energię na następne półtorej przebiegu. Kolejne punkty to była dla mnie już męczarnia, ale na szczęście udało się dotrwać do mety bez większych wtop. Na całej trasie „zgubiłem” około 5,5 minuty. Tyle można było urwać. Skończyłem na 12 miejscu, ale znów co najmniej pierwsza ósemka była w zasięgu. Jestem z siebie zadowolony, ponieważ mimo że tego dnia czułem się kiepsko biegowo dotrwałem do mety biegnąc całą trasę tym samym tempem.


P.S.
Już zaczynam myśleć o O.O.M., która odbędzie się za rok. Jestem pewien i mogę wszystkim obiecać, że zrobię wszystko co w mojej mocy by za rok zdobyć medal. Chciałbym być tak mocny biegowo by móc walczyć z najlepszymi i tak mocny technicznie by na takim szaleńczym tempie móc dobrze czytać mapę.
Pozdrawiam
Garbacik
"Poszło się paść" - dobre ;-))))
OdpowiedzUsuńHej men!
OdpowiedzUsuńZ mojej strony gratulacje za osiągnięte wyniki. Najbardziej mi się podoba Twoja postawa - pomimo braku partnerów do treningu na podobnym poziomie wytrenowania w naszym klubie dalej uparcie dążysz do realizacji własnych celów. To zasługuje na uznanie. Wiadomo zawsze mogło być lepiej, natomiast ja uważam, że zrobiłeś w przeciągu ostatniego roku duże postępy i jeśli w takim tempie będziesz się dalej rozwijał to możesz śmiało celować w medale za rok (wierz mi, ja wiem co mówię, bo nie jedno widziałem :) Receptą na sukces ciężka praca!
Pozdrawiam i udanych wakacji!
Gajo
Gratuluje dobrych wynikow i widac ze stac Cie na jeszcze wiecej. Powodzenia za rok!
OdpowiedzUsuńLupek